Taka ciekawostka...
kilka tygodni temu jakiś gówniarz (bo raczej nie była to stłuczka)
rozwalił mi na parkingu przed sklepem lewą tylną lampę w mojej
Carisma'ie. Lakier nie został draśnięty - poszły same szybki i jedna
żarówka.
Zgłosiłem szkodę i na policje (marna szansa odnalezienia sprawcy, ale z
obywatelskiego obowiązku powiadomiłem), zaraz potem że auto miało
wykupione AC (ostatni rok świetności) powiadomiłem swojego ubezpieczyciela.
Tak, z kolejnej pro-formy zaczekałem grzecznie dwa dni na rzeczoznawce,
facet przyszedł, zrobił zdjęcia mojej "caruni" z wszystkich stron,
obsłuchał nawet silnik, że o badaniu całości lakiera nie wspomnę.
Podpisaliśmy papierki, rozjechali się w swoje strony, przy czym ja zaraz
najpierw na auto złom, gdzie czekała na mnie już taka przygotowana
lampa, a potem do swojego mechanika, celem wymiany... nie żebym sam nie
potrafił wykręcić i wkręcić dwóch szybek w samochodzie, ile dawno się z
nim nie widziałem
Kosztowało mnie to wszystko 150 plus pół litra.
Zapomniałem o całej historii, aż do dzisiaj, gdy nie co zdziwiony
przyszło odszkodowanie z "insiury" na kwotę 1500 z groszami.
Nie wiem czy takie w Polsce są standardy - pierwszy raz odkąd mam prawko
i samochód (a będzie tego 15 lat) miałem tego typu styczność z
ubezpieczalnią, ale powiem tak... mnie się to podoba