"Miękki początek"
Poniedziałek.
Telefon.
- Może byś zabrał to enduro? Muszę na zimę samochód żonie gdzieś wstawić.
- OK. W tym tygodniu.... Pantoflarzu.
Poniedziałek.
Telefon.
- Marek ? Sorry, sie zeszło ale dziś będę, koło 20-ej.
- OK.
Koło 20-ej.
Zegrze. Jeszcze 30 kilometrów. Pekaes. Miło, sto lat nie jechałem. Co
prawda sto lat temu w autobusie dwudziesto-laski nie mówiły przez telefon:
- No to ostro!
- Wpierdalam burgera.
- Joł! Ale czad.
I w ogóle, nie przez telefon też jakoś inaczej mówiły.
20.30
Się przebiera, się przepakowuje, się patrzy na termometr.
Nie jest źle. Plus. A nawet plus osiem.
Prąd jest, ale nie odpala, miesiąc czekał, kranik otwarty...
CPN.
Biorę z półki baniak, idę do kasy, płacę, do dystrybutora, tankuję, słyszę.
- Przewieziesz mnie ?
Patrzę. Coś się nie zgadza. Wiek ten co trzeba, makijaż jak trzeba
pasemka też na miejscu, ale gdzie moje od godziny ulubione "Joł! Ale czad" ?
Może jakaś chora ?
- No bo ja też jeżdżę!
- Czym ?
- Cebra 1000!
Coś sie nie zgadza. Wzrost OK, nóg to nawet za dużo na długość, ale jak
się ma 50 kilo to się "efy" nie ogarnie.
- Jako pasażer.
Dobra, teraz się zgadza.
- Ale sobie kupię cebeerkę 600!
- Szkoda Cię trochę.
- Ale ja ostrożnie jeżdżę.
- Wiesz, nie znam Cię. I niech tak zostanie. Nie będzie mi przykro.
Navarra.
- Marek ?
- Co ?
- Wiesz już dlaczego lepiej mieć enduro za piątkę niż Navarrę za sto z
hakiem ?
- Uhmmm.
- Nie martw się, nie Ty jeden przepłaciłeś.
Garaż.
Nie pali.
21.30 Raport.
Nie pali, pekaesy poszły spać, żona nie wie gdzie jestem, od kopania
jest mi za gorąco, zacznę jechać będzie mi zimno, mgła jak śmietana,
chyba zacznie padać.
- Marek, powiedz coś pozytywnego.
- mam wolny śpiwór w Navarrze.
Telefon.
- gdzie dzwonisz ?
- do serwisu ?
- o tej porze ?
- o tej porze jadę, o tej porze dzwonię. W Navarrach nie ma takiej opcji ?
.......
- Nie pali.
- Połóż ją.
- na którą stronę ?
- Dowolną!
- Dzięki.
Pali. Gaśnie na sprzęgle po wrzuceniu biegu.
- Się skleiło ?
- Się rozgrzeje to puści.
Kask, rękawiczki. Kontrolka poziomu oleju się pali, choć wlałem litr.
Nie wnikam czy to za małe obroty czy to naprawdę nie działa. Dowiem się
po drodze.
- Pewny jesteś, że dojedziesz?
- Dam radę (godzinę temu już to komuś mówiłem. Skąd ja to wiem ? Prorok
jaki czy co ?).
- Mijania Ci świeci trochę wysoko.
- Tak ma być, bo tu się wysoko siedzi.
- Ty, cwaniak, mam wolny śpiwór w Navarrze.
- To wskakuj, zaśpiewam Ci kołysankę przed odjazdem.
Szosa. Jest źle, wieje, pada, mgła zostaje na szybie kasku, na
okularach. na CPN zakładam kontakty. Lepiej, ale jeszcze za mało.
Podnoszę szybkę. Jest źle, wieje, deszcz wali po oczach. Czasem
wyprzedza mnie jakieś auto, ale potem dziwnie powoli się oddala. Chyba
nie widzą tak samo jak ja.
Detek wyciąga na tych zębatkach raptem 80, ale to momentami i tak za
szybko żeby widzieć drogę. Nie mam rękawiczek tylko dwie mokre, skórzane
szmaty, nie mam żadnej osłony na oczy, nie ma owiewki, reflektor wali po
niebie, a jak dochodzę do 80 to żarówka mijania zaczyna przerywać. To
przez te kostkowe opony czy co ?
Jak to Watson powiedział ? Że "miękko zaczynam".
No i dobrze, że miękko, jeszcze bym sobie krzywdę zrobił.
Ząbki. BP.
- Coś ciepłego do picia.
- Kawa, herbata ?
- Jedno i drugie. Może być w jednym kubku.
Dom.
Wjeżdżam do garażu. Czuję jak krew zaczyna wracać do czubków palców,
nawet bez kombinezonu jest mi ciepło. I teraz dopiero myślę o tym, że
czeka mnie najgorsze, że jeszcze mogę wskoczyć w przemoczone ciuchy,
zawrócić, że wcale tak bardzo nie pada, a mgła się kiedyś skończy.
Ale wiem, po każdym miękkim początku przychodzi czas na prawdziwe hard
enduro.
Więc idę zbierając w głowie słowa które wytłumaczą żonie że kupiłem
kolejny motocykl.
KJ
PS. Michał, serdeczne dzięki za poradę.
|