> W GS500 manetke mozna obrocic 1,5 raza zanim calkowicie otworzysz
> przepustnice, w SV raz. Jak Ci reka zadrzy na dziurze w jezdni jadac GSem
No z tym to bym tak nie przesadzał, manetka ma taki sam zakres jak w innych
motocyklach, ale faktycznie szarpnięcie nią nie spowoduje nagłego wyskoku
moto spod tyłka.
> W GSie masz wieksza tolerancje bledu przy ruszaniu manetka, SV wymaga duzo
> wiekszej precyzji. Ta tolerancja przydaje sie na przyklad przy pokonywaniu
> zakretow.
Moje pierwsze moto (i obecne) to właśnie GS500. Pierwszy sezon przelatałem
ze strachem, bo co chwile byłem spychany do parteru przez to moto. A to
błędy w zakręcie, a to błędy przy ruszaniu, złe operowanie sprzęgłem i wiele
innch sytuacji, które mnie zaskoczyły. Na szczęście GS wybacza - większe
moto mogło by już zrzucić takiego koślawego jeźdźca. Obecnie kolega
przerabia to samo co ja wtedy. Nie potrafi złożyć moto w zakręt, mota się
zupełnie jak ja na początku, ale także wybrał GSa na 1 moto.
> GS zanim sie rozpedzi do 180km/h da Ci jeszcze czas na przemyslenie czy
> aby na
> pewno jest to dobry pomysl, SV zrobi to w mgnieniu oka.
Do tego jeszcze napór wiatru skutecznie hamuje głupie zapędy.
> Ja sie osobiscie ciesze, ze przygode z motocyklami zaczalem od 500, nauka
> byla mniej stresujaca dzieki temu.
Dokładnie tak jest. To tak jak w crossie. Zaczyna się od małej pojemności
125 (43KM
i uczy się techniki jazdy. Ci co zaczynali od 250tki (60KM?)
mówią, że to była walka o przetrwanie a nie przyjemna jazda.
I to samo jest na szosie. Ja sobie GSa zostawię na dłuuugi czas, bo wiem, że
jeszcze mogę się wiele nauczyć jeśli chodzi o technikę jazdy, szczególnie w
zakrętach.